Strony

poniedziałek, 24 lutego 2014

07. "Kocham Cię."

Zapadła kamienna cisza. Czułam tylko nasze oddechy. Byliśmy coraz bliżej siebie, o ile to w ogóle możliwe. Przypomniało mi się, jak kiedyś tutaj przyjeżdżałam, a taka chwila z nim była tylko w moich najskrytszych marzeniach. To było wręcz nierealne. Próbowałam wtedy być najbliżej niego, co oczywiście mi się nie udawało. Raz gdy bawiliśmy się w chowanego, w lesie, schowałam się, on przyszedł, czułam się wtedy niezręcznie, uśmiechał się do mnie i pamiętam,że chciałam mu powiedzieć,że go kocham, powiedziałam to tak cicho,że nie wiem czy to usłyszał, nawet chyba ja tego nie usłyszałam. Ale popatrzył się na mnie. To był jeden jedyny raz, ale po tym jeszcze bardziej się w nim zakochałam. Byłam młoda, takie małe gówienko.To były najlepsze czasy. I dlatego pokochałam to miejsce. Gdy ocknęłam się ,właśnie Andrew mnie pocałował. Uśmiechnęłam się w duchu.
- Kocham Cię. - szepnął do mnie.
- Nie zrań mnie . - odszepnęłam jeszcze ciszej.
- Nie zranię. - pocałował mnie.
- Obiecujesz? - zapytałam nie pewnie.
- Obiecuję. - w tym momencie popłynęła mi łza po policzku. Ten się zaśmiał i zrobił pytającą minę.
- Wiesz ,że taka chwila ,kiedyś była tylko w moich najskrytszych, nierealnych marzeniach? - zaczerwieniłam się.
- Wiem. - pocałował mnie w nos.
- Skąd? - zapytałam gwałtownie.
- To było kiedyś widać, słychać i czuć. - zrobiło mi się cholernie głupio.
- Spokojnie.To było słodkie. - podniósł moją głowę i pocałował. Przytuliłam go. Po chwili wstaliśmy. Nagle klęknął. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Mary, uczynisz mnie szczęśliwym człowiekiem i zostaniesz moim skarbem? - zapytał szczerze. Zakryłam usta ręką. Przytaknęłam. On mnie tylko podniósł, prawie spadliśmy ze schodów i zaczęliśmy się głośno śmiać.
- Jesteś chory. - płakałam ze śmiechu.
- Jestem Andrew. - pocałował mnie w usta. Zeszliśmy na dół do nich. Nie byli zdziwieni gdy zobaczyli nas trzymających się za ręce.
- No nareszcie! - krzyknął Chris. Zrobiłam pytającą minę.
- To była tylko kwestia czasu. - uśmiechnął się Brandon i poszedł po słonecznik. Zeszliśmy z nim ,bo nie mieliśmy niczego innego do roboty.
- Dzieci, dzisiaj po kolacji urządzamy ognisko. - powiedział tata Andrewa. Zakryłam rękami buzie niedowierzając. Chciało mi sie płakać. Miałam łzy w oczach. Zauważył to tylko Andrew który uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech ,ściągając ręce z twarzy. Zostało w sumie 30 min do kolacji.
- Ja idę się ogarnąć. - powiedziałam do nich. Zresztą oni też poszli się ubrać. Wzięłam klucze i poszłam do pokoju. Wyciągnęłam z szafy jasne rurki, czarny sweter oraz buty nike i przebrałam się. Zrobiłam warkocza na boku głowy ,poperfumowałam się, poprawiłam makijaż i wyszłam. Na korytarzu spotkałam Tię.
- Wiesz,że jesteśmy szczęściarami? - zaśmiała się radośnie. Przytaknęłam i zbiegłyśmy na dół. Usiadłyśmy do stołu. Nagle zbiegli chłopcy. Wow. Wyglądali jak jakaś trójca przenajświędsza. Pierwszy był Andrew, ubrany w jeansowe rurki i czarną bluze z napisem "bad boy" oraz full capem. Za nim szedł Chris ubrany w czarne rurki ,białą bluzke i czarną bejsbolówkę. Na końcu szedł Brandon ubrany w czarne dresy, zieloną bluzkę, czarną bluzę i zielone słuchawki. Wszyscy mieli na sobie buty nike. Wyglądali jak trzej Bogowie. Usiedli koło nas i zjedliśmy kolację. O dziwo była dzisiaj wcześniej z powodu ogniska.
- Gotowi wszyscy? - zapytał wujek ,który przyszedł z dworu ,po naszykowaniu wszystkiego. Od kolacji minęło 30 minut. Siedzieliśmy na kanapie koło kominka.
- Jasne. - odpowiedzieli wszyscy. Ubraliśmy się i wyszliśmy.
- Jestem taka szczęśliwa! - powiedziałam do naszej paczki. Andrew mnie pocałował i już byliśmy przy ognisku. Usiedliśmy trochę dalej od dorosłych. Każdy rozmawiał ze sobą. Rozmawiali o tym co się działo kiedyś na takich ogniskach. Nagle jedna łza spłynęła mi po policzku. Ciągle nie dowierzałam. Nagle Andrew objął mnie w talii od tyłu.
- Widzę,że jesteś zadowolona. - powiedział opierając swoją brodę o moje czoło.
- I to jak. - odpowiedziałam. Wzięłam kijek, nabiłam sobie kiełbaskę i zaczęłam smażyć. Gdy skończyłam, zjadłam ją tak jak inni swoje.
- Poróbmy coś! - zaproponowałam chłopakom i Tii. Zgodzili się. Poszliśmy na łąkę, tamtą, przez którą wchodziłam do lasu.
- Może w berka? -zapytał Brandon. To był śmieszny pomysł,ale zgodziliśmy się. Oczywiście on zaczął. Ganialiśmy się jak wariaci, po chwili byliśmy cali brudni. Gdy Brandon dogonił Andrewa, a w sumie rzucił się na niego ,on zaczął ganiać. Nikogo nie mógł dogonić, a my powoli byliśmy zmęczeni. Gdy myślałam ,że mogę zwolnić bieg, bo on goni kogoś innego....pomyliłam się. Wziął mnie na ręce i przestraszyłam się.
- Jesteś idiotą. Kocham Cię. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wow. Jestem Andrew. I słyszę te słowa pierwszy raz od Ciebie, to zajebiste uczucie. - postawił mnie i pocałował.
- Czuję się jak we śnie. - powiedziałam patrząc na niego.
- Dlaczego?
- Bo to wszystko jest takie nierealne. Jak we śnie. I boję się ,że się zaraz obudzę. - Andrew patrzył się ciągle na mnie i pocałował mnie,tak słodko.
- To nie jest sen kochanie. Believe. - uśmiechnął się.
- Berek. - szepnął. Wkurzyłam się i zaczęłam ich gonić, dogoniłam Chrisa , byłam z siebie dumna. W końcu nam się znudziło, więc rzuciliśmy się na trawę.
- Fajne ferie. + 15 stopni. - zaśmiała się Tia. Przytaknęliśmy.
- Pierwszy raz mamy takie ognisko. Inne, od innych. Kiedyś to tam koło dorosłych się kijami rzucaliśmy i ogółem takie dziecinne zabawy. A teraz jest lepiej ,niż mogło kiedykolwiek być. Uwielbiam was wszystkich i to miejsce.
- Ty mówisz tak dorośle. Tak z całym sercem. Nie wiem jak ty tak możesz. - powiedziała Tia.
- Mogę tylko tutaj być sobą ,mówić co chcę i robić co chcę. Otwieram tutaj całe serce. Mogę zmienić włosy, ubrania. Mogę powiedzieć temu miejscu do widzenia lub dzień dobry. Ale zawsze odnajdę drogę powrotną do tego miejsca, do "domu". - uśmiechnęłam się. Wtedy wpadłam na pomysł,że muszę to zapisać. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, zapisałam to ,co powiedziałam w notatkach.
- Ty naprawdę ubóstwiasz to miejsce.
- To jak mój drugi dom. - odpowiedziałam.
- Dla nas też. Co ty myślisz, że tylko ty nie ubóstwiasz tego miejsca?Kochamy tutaj być. - oznajmił Chris.  Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę, a później wróciliśmy do dorosłych. Kompletnie zapomniałam ,że starsi nie wiedzą, że jestem z Andrewem.
- Uu, widzę jakaś nowa parka rośnie. - zaśmiał się pan Witek. Zrobiłam się cała czerwona i popatrzyłam na Andrewa ,który wcale lepiej nie wyglądał i zakrył się czapką.
- No opowiadajcie. Jak tam wasz romansik. - powiedziała moja ciocia chrzestna.
- Ciociu...- odpowiedziałam.
- Zawsze chciałem żebyście byli razem. - oznajmił tata Andrewa, pan Robert. Popatrzyłam na niego na idiotę, a on tylko przytaknął.
- Ojj, co alkohol robi z ludźmi. - szepnęłam do mojego chłopaka. Ten tylko się zaśmiał.
- To chociaż się pocałujcie. - zaśmiała się pani Beata.
- Pod warunkiem ,że wy też wszyscy się pocałujecie. Wiecie o co mi chodzi. - wszyscy się zgodzili. Na pierwszy rzut ja miałam z Andrewem pójść. Nigdy nie całowałam się przy dorosłych. No ale jak trzeba to trzeba. Pocałowaliśmy się i każdy klaskał. Jakby to była jakaś sensacja. Nie wiem czemu, ale zabrakło nagle miejsca więc musiałam usiąść na kolanach Andrewa. Super. No ale trudno. Objął mnie w pasie i oglądaliśmy innych pocałunki. Wujek każdemu zrobił zdjęcie, nawet mi i Andresowi. Było całkiem zabawnie. Zresztą jak zwykle. Ale takiego ogniska to jeszcze nie mieliśmy. Każdy się zmienił, my dorośliśmy. Przecież jeszcze kilka lat temu latałam tutaj taka mała kruszynka i każdy na swoje dzieci uważał,żeby nie wpadły do ognia. Uwielbiałam te czasy. Ale zauważyłam ,że teraz czuję się też dobrze, jest nawet lepiej.

niedziela, 23 lutego 2014

06. "Marzenia się spełniają?"

- A co chcesz ze mną selfie? - zapytałam się śmiejąc. Ten trzymał wielki aparat w ręce.
- No a jak ! - zaśmiał się ,odłożył aparat na stół tenisowy i usiadł koło mnie ,chłopcy już odeszli. Andrew zabrał mi telefon, patrzyłam się na niego jak na idiotę. I właśnie takie było pierwsze nasze selfie. Później było lepiej. Niektóre zdjęcia naprawdę były słodkie. Na niektórych całował mnie w policzek, na niektórych ja jego. Gdy skończyliśmy tą całą szopkę i gdy przyszła Tia ,poszliśmy na zdjęcia. Poszliśmy na pewną ścieżkę. Po drodze Andrew robił też zdjęcia. Ale w końcu zaczęliśmy taką prawdziwą sesję. Zajęło nam to 2 h i nie obyło się bez różnych śmiechów. Te zdjęcia naprawdę fajnie wyszły. Mam zdjęcie z każdym. Z Andrewem to chyba z million! Na niektórych wyglądamy jak jakaś para. On jest taki kochany. Zawsze chciałam mieć taką sesje. Jeszcze do tego z takimi osobami! Na pewno zapamiętam to, na zawsze. Postanowiliśmy wracać.
- Wiesz...chciałeś wiedzieć...no pamiętasz..ten..
- Eh. Tak ,wiem o co ci chodzi. Masz zamiar mi powiedzieć? - uśmiechnął się szeroko.
- Tak. Tylko nie teraz i nie tutaj.. okej? - zapytałam. Ten przytaknął i przytulił mnie. Nagle spojrzałam na Chrisa i Tie. Oni trzymali się za ręce. Byłam wniebowzięta. Uwielbiam takie słodkie parki, jaram się wtedy strasznie, sama nie wiem czym.
- Hm, może wieczorem? - zapytał patrząc się na mnie niepewnie.
- Okej. Na schodach? Chyba nikt nam nie będzie przeszkadzał. Tylko tych na samej górze, okej? - również zapytałam. Przytaknął. Gdy wróciliśmy, jeszcze rodziców i dorosłych nie było. Ja poszłam się przebrać,bo mama zabiłaby mnie,gdyby zauważyła mnie w krótkich spodenkach. Pewnie nie zauważyła wtedy kiedy dawałam jej klucze. Zostawiła klucz w drzwiach. Weszłam do pokoju i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne, luźne dresy, zostawiając całą resztę. Tylko ubrałam air force. Gdy zeszłam na dół, już wszyscy przyszli, a obiad był podany. Jest niedziela, więc jak zawsze pyszny rosołek. Rozmawialiśmy o zdjęciach. Andrew powiedział,że później możemy je zobaczyć,bo zdążył je zgrać na laptop. Po dwóch daniach byłam pełna. Jak poszliśmy na górę zauważyliśmy drugą, dwa razy większą kanapę od tamtej.
- Ej, ale o co chodzi? - zapytałam stojąc przy stole od pingponga.
- Przynieśliśmy wam ten fotel. Mam nadzieję,że się cieszycie . - powiedział właściciel i tata Andrewa, pan Robert. Podziękowaliśmy i od razu położyliśmy się na nim. Trochę się nie mieściliśmy. Na tej większej kanapie siedziałam ja, Andrew i Brandon, z czego oni siedzieli,a ja miałam nogi na ich nogach. A na drugiej kanapie leżał Chris i Tia. Odpoczywaliśmy. Znów w ruch poszedł mój telefon. Robiliśmy sobie zdjęcia ,filmiki. Pod godzinie leżenia znudziło nam się to, więc Christopher i Brandon zaczęli grać w pingla. Tia bawiła się telefonem Chrisa,a mi i Andrewowi się nudziło. W pewnym momencie kiwnęłam głową. Wstaliśmy oboje.
- My za niedługo przyjdziemy. - oznajmił Andrew. Od razu poszliśmy na schody , na samą górę. Gdy tam dotarliśmy, była lekka cisza.
- Nie wiem od czego zacząć. - powiedziałam.
- Od początku.
- No więc, wiesz. Dorastanie jest trudnym okresem.Dla mnie był jeszcze trudniejszym. Gdy miałam 11 i 12 lat popadłam w depresję. Tak ,pewnie myślisz ,że jestem idiotką. No ale niestety tak było. Okaleczałam się. Nienawidziłam siebie, całego swojego ciała. Każdy się ode mnie nagle odwrócił. Byłam strasznie cicha. Pokłóciłam się z każdym. Nawet muzyka mi nie pomagała. Wiesz. W nocy nie spałam, tylko próbowałam przestać płakać, dlatego później nie wysypywałam się. W końcu moi idole mi pomogli. I z czasem było już lepiej. Oczywiście dalej gdy miałam jakąś przykrość, okaleczałam się. Mam do teraz różne blizny. Wcale nie jestem z nich dumna. Ale ta depresja pokazała mi jak walczyć. Dlatego nie załamałam się tak strasznie, ale chciałam się pociąć, czy ściągnąć jakiegoś bucha z baki, jak zawsze. Później już się nie okaleczałam, a problemy mieszałam z alkoholem, tytoniem czy marihuanną. Miałam złych znajomych. Od pół roku jest lepiej. Z moją przyjaciółką zawsze się spotykałam, wiedziała co robię, nie potrafiła mi pomóc. Nikt nie umiał. Teraz jest lepiej. Sądzę ,że gdybym wcześniej tutaj przyjechała ,to wszystko tutaj wyleczyłoby mnie.Ja to wiem. Przed odjazdem opowiadałam mamie jak to miejsce uwielbiam. Dla Ciebie to pewnie było obojętne czy tu jedziesz czy nie. Ja tutaj się czuję idealnie. Jakby to był mój dom. Moja skrytka..Dziękuję ,że mnie wysłuchałeś. Sądzę ,że oboje dorośliśmy. - uśmiechnęłam się do niego. Przez cały czas miałam głowę opartą na jego ramieniu, nie wiem czemu,ale tak mi było lepiej o tym mówić.
- Wow. To niewiarygodne. Jestem z Ciebie cholernie dumny. Nie jesteś idiotką. Każdy ma jakieś słabości. Ja też właśnie miałem, z marihuanną i tym wszystkim. Ale wyszedłem z tego. Cieszę się ,że przezwyciężyłaś wszystko. Tak, masz rację. Zmieniliśmy się. I to drastycznie. Ale chyba na dobrych? - zaśmiał się. Ja też się uśmiechnęłam.W pewnym momencie złapał mój nadgarstek i pocałował moje blizny. Podniosłam głowę. Zbliżyliśmy się do siebie i stuknęliśmy się czołami. On uśmiechał się tak słodko. Jak nikt inny. Przeszły mnie ciarki i poczułam..motylki w brzuchu? Marzenia się spełniają? ..

CDN

sobota, 22 lutego 2014

05. "Dziękuję."

Gdy skończyliśmy oglądać komedie ,chłopcy wpadli na pomysł aby obejrzeć jakiś horror.
- Nie. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł. - powiedziałam stanowczo. Oni zrobili tylko pytajacą minę. Wiedziałam ,że Tia też się boi.
- Na samą myśl o horrorze robi mi się niedobrze. Nie, nie róbcie mi tego. - powiedziałam. Ci zaczęli się tylko śmiać.
- Spokojna głowa, jak się będziesz bać, wystarczy ,że zamkniesz oczy czy schowasz głowę w Andrewa. - zaśmiał się Chris.
- Bardzo zabawne. - odpowiedziałam głupią ,bijąc go w ramię.
- On mówi prawdę. Jestem tu, nie musisz się bać. - uśmiechnął się Andrew. Em...ja chyba naprawdę wierzę w jego słowa. Chociaż wolałabym skoczyć z mostu niż obejrzeć horror.No trudno. Zaczęliśmy oglądać horror. Nawet nie obchodziła mnie nazwa. Nawet nie zaczął się ,a ja skuliłam nogi i schowałam w nie głowę. Chłopcy się śmiali.
- Czy to takie złe ,że jakaś dziewczyna boi się horrorów? Nie przepadam za nimi, nigdy ich nie oglądałam,bo mi nikt nie kazał. A jak już musiałam oglądać to przynajmniej mój chłopak mnie 'zagadywał' i było nawet nawet. - powiedziałam wkurzona zamykając oczy.
- Nie ma się czego bać. Moje ramię czeka. - zaśmiał się Andrew. Walnęłam go.
- Jezus co znów złego zrobiłem? - zapytał się i miał taką minę ,że od razu zaczęłam się śmiać.
- Dobra. Jednak naprawdę mnie rozśmieszasz. - ciągle się śmiałam. W tym samym momencie zaczął robić głupie miny. Nie mogłam ze śmiechu.
- Jesteś chory. - powiedziałam.
- Jestem Andrew. - uśmiechnął się. Już drugi raz to powtarza. To stało się zabawne. Skończyliśmy już rozmawiać i "oglądaliśmy". Oczywiście beze mnie, bo co próbowałam się popatrzeć było coś chorego. W pewnym momencie zamiast schować głowę w nogi schowałam ją w tors Andrewa. Później spojrzałam na niego.Ten się tylko uśmiechnął i mnie lekko obiął. Nie chciałam nic mówić. Ale było mi miło. Odwróciłam się do Chrisa i Tii. Wtulała się w niego, to było słodkie. Gdy skończyliśmy oglądać film, który ja cały spędziłam chowając twarz , wyłączyliśmy telewizor i posprzątaliśmy.
- Jezus , jestem potwornie zmęczona. Która godzina? - zapytałam przeciągając się.
- 1 jest. - odpowiedział krótko Brandon.
- Ja spadam, dobranoc wam! - uśmiechnęłam się do wszystkich.
- Ekhem.. - usłyszałam głos Andrewa.
- Nie oddam !- zaśmiałam się. Wiedziałam o co mu chodzi
- Ej, to moja najlepsza bluza... - powiedział smutno. Po chwili zrobiło mi się go żal i oddałam mu tą bluzę. Jeszcze raz się  uśmiechnęłam i zbiegłam na dół po klucze. Jak zwykle powiedziałam głośne 'dobranoc' i pobiegłam do pokoju.

*Oczami Andrewa*
- Wow. Stary. To było super. Jak ona tą swoją przestraszoną twarzyczkę przykładała do mnie. Stary, ja nie wiem co sie dzieje! - powiedziałem z przerażeniem do Chrisa gdy szliśmy na górę.
- Zakochujesz się głąbie. - walnął mnie przyjaciel. Nigdy nie byłem tak uradowany. Nigdy nie czułem czegoś takiego....

*Oczami Mary*
Wstałam o 8.30. Od razu czmychnęłam do szafy przed tym wybierając z szafy bordowe rurki, tego samego koloru sweter z napisem "Brooklyn" i "NY" oraz również tego samego koloru szalik. Gdy umyłam się, wysuszyłam włosy i pokręciłam je, pomalowałam się ,do końca ogarnęłam i wyszłam z łazienki ,odłączyłam telefon od ładowania, założyłam swoje czarne conversy i wyszłam, mówiąc o tym mamie. Znów w korytarzu spotkałam moje aniołki. Trochę ze sobą porozmawialiśmy i obiecałam im ,że się pobawimy później. Gdy zeszłam powiedziałam dzień dobry. Nie było tym razem pana Roberta na dole, ale siedział pan Jacek ,a obok niego person. I oczywiście ta sama ekipa co wczoraj.
- Widzę ,że nie ma twojego taty. Jakaś nowość. Pierwszy raz.- powiedziałam gdy stanęłam obok Andrewa ,który nabierał jajecznicę na talerz.
- Dzień dobry. Leczy dwudniowego kaca. Musi mieć siły na następne chlanie. - uśmiechnął się i przytulił mnie .
- Właśnie, dzień dobry. - powiedziałam i nałożyłam również jajecznicę na talerz. Wzięłam kubek i usiadłam do stołu z Andrewem. Przy nim siedział już Chris i Brandon.
- Hejka chłopaki.- uśmiechnęłam się do nich. Odwzajemnili uśmiech. W pewnym momencie ujrzałam zdjęcie mojego chłopaka i mój dzwonek. Powiedziałam ciche przepraszam i odeszłam od stołu stając przy wieszakach.

*Conversation*
Mary - M
Steve - S

S.- Cześć skarbie!
M.- Hej kochanie!
S.- Co u Ciebie? Jak tam w tym nudnym miejscu? Nawet się nie pożegnałaś i nie powiedziałaś ,że jedziesz..
M.- Tak wiem, ale dowiedziałam się tego w domu,już po szkole, musiałam się szybko spakować..i.
S.- Zapomniałaś?
M. - Tak..Kochnie przepraszam, wynagrodzę Ci to.
S. - Nie ma sprawy. Nic się nie stało. To pa skarbie, kocham Cię.- w tym momencie usłyszałam jakiś głos dziewczyny.
M. - E..okej. Pa, ja Ciebie też. - zakończyłam rozmowę.

*The End*

-Coś sie stało? - zapytał grzecznie Andrew gdy usiadłam do stołu.
- Nie, nie. A coś sie miało stać? - odpowiedziałam obojętnie jedząc dalej jajecznicę.
- Nic, ale masz taką dziwną minę. - powiedział patrząc się na mnie.
- Po prostu coś dziwnego usłyszałam. Tyle mogę Ci powiedzieć. - nie wiem czemu byłam taka nie miła. Gdy skończyłam jeść, odłożyłam talerz i wróciłam do stolika i piłam herbatę. Nagle dostałam sms-a od przyjaciółki. Przeczytałam w myślach "Musisz o tym wiedzieć. Dzisiaj zobaczyłam to zdjęcie. Przepraszam ,że Ci o tym mówię, ale tak uznałam. " Zjechałam niżej i zobaczyłam zdjęcie mojego "chłopaka" z moim najgorszym wrogiem. Zamknęłam mocno oczy, bo myślałam ,że to tylko sen. Jednak nic się nie stało. Wstałam szybko i wyszłam na taras. Każdy się dziwnie na mnie patrzył. Nie obchodziło mnie to. Ledwo wyszłam ,a strumienie łez popłynęły po moim policzku. Podbiegłam do płotu, szybko go przeskoczyłam i wbiegłam na samą górę łąki. Po chwili schowałam się w lesie. Usiadłam na kamieniu i rozkleiłam się. Opuściłam głowę i zaczęłam ryczeć. To już nie było zwykłe płakanie. Szlochałam. Tak cholernie czułam się bezsilna. Bez niczego. Pustka w środku. Zabijało mnie to. Nie wiedziałam co zrobić. Potrafiłam w tym momencie tylko płakać. Po 5 minutach ciągłego płakania, usłyszałam ,że ktoś idzie. Podniosłam lekko głowę. Podszedł do mnie. Chciałam coś powiedzieć..
- Nie. Nie mów nic. Choć tu. - powiedział Andrew ,a ja od razu wstałam i wtuliłam się w niego. Ten ściągnął z siebie kurtkę i założył ją na mnie.
- Wyglądam jak nie wiem co, a ty jeszcze mnie oglądasz. - powiedziałam przez łzy.
- Przestań tak mówić. Jesteś piękna. Ale jesteś jeszcze piękniejsza gdy nie płaczesz.I gdy tak nie marudzisz. - podniosłam głowę ,a on otarł mi łzy. Uśmiechnęłam się lekko i znów się do niego przytuliłam. Po 5 minutach uspokoiłam się. On podał mi chusteczki, ogarnęłam się lekko.
- Nie musiałeś tutaj przychodzić. Wolałam zostać sama..- powiedziałam cicho.
- Musiałem. A kto by Ci teraz dał chusteczki,lub kurtkę? - zaśmiał się. Od razu pojawił się uśmiech na mojej twarzy.
- Jesteś..- chciałam dokończyć, lecz zmieniłam zdanie. - Andrew. - tak dokończyłam. Ten uśmiechnął się. Wyciągnął papierosy.
- Ty chyba czytasz w moich myślach. - powiedziałam  wyrzucając chusteczkę.
- To jest pierwszy i ostatni raz gdy pozwalam takiej dziewczynie palić. - uśmiechnął się i podał mi fajkę.
- A co gdy ta dziewczyna naprawdę tego potrzebuje? - nie odpowiedział. Zapaliliśmy. W tym momencie ciągle się na mnie patrzył. Wkurzało mnie to powoli.
- Jesteś wkurzający. Wiem ,że wyglądam potwornie ale nie musisz tak ciągle się patrzyć. - powiedziałam patrząc na niego.
- Ty też jesteś wkurzająca. Nie muszę, ale chcę. Mogę? - przypomniało mi się jak chciał usiąść wtedy koło mnie. Powiedział teraz dokładnie tak samo, to cholerne 'mogę?'.
- Możesz. I...możesz też siadać koło mnie na kanapie.- zaśmiałam się i poruszyłam brwiami. Ten wstał i ukłonił się na znak ,że dziękuje.
- Powiesz mi co się stało? Jeśli mogę wiedzieć... - powiedział opierając się o drzewo i biorąc ostatniego bucha. Ja usiadłam na kamieniu dalej paląc.
- Eh..okej. Miałam chłopaka, on był również moim przyjacielem, mogłam się jemu zwierzać, on mi. Od pewnego czasu dziwnie się zachowywał, ale myślałam ,że jakoś to samo przejdzie. A dzisiaj przy rozmowie usłyszałam jakieś głosy dziewczyny, on szybko się pożegnał. Później jak wróciłam do was, dostałam sms-a od mojej najlepszej przyjaciółki. Wysłała mi zdjęcie jego i mojego najlepszego wroga. Takiej Lily z którą się nienawidzę. Wiem ,że moja przyjaciółka nie chciała źle, na pewno uznała ,że lepiej abym wiedziała.. no i cały świat mi się zawalił. Byliśmy razem od 3 lat, poza tym znaliśmy się od dzieciństwa... - mówiłam to mając spuszczoną głowę, ale czułam oddech Andrewa. Nagle stała się wielka cisza..Przerwał ją.
- Wiesz co ci powiem? Życie nas czegoś zawsze uczy. Nawet gdy jest najlepiej wszystko może się zepsuć. Masz najlepszą przyjaciółkę, skoro nie ukrywała tego przed tobą. Czuję, że to Cię rozdziera. Ale ja na twoim miejscu ,wiedząc ,że osoba którą kocham czy znam od dzieciństwa zdradziła mnie, chyba bym się zabił. A ty normalnie stoisz i widzę jak walczysz. Jestem ....dumny z Ciebie. Coś na pewno było lub jest na rzeczy ,że zniosłaś to lepiej niż każdy normalny człowiek...- mówił to stanowczo ,ciągle nie spuszczał ze mnie wzroku. Dlaczego on jest taki, że wie wszystko. Już coś wyczuł. Westchnęłam głęboko.
- Dziękuję ,że mówisz takie rzeczy. To jest bardzo miłe. Ale ..nie jestem w stanie Ci narazie powiedzieć o co chodzi.. zrozum mnie. - uśmiechnęłam się do niego. On tylko przytaknął. Podeszłam do niego, przytuliłam go. Objął mnie tak kochanie, jakby bał się ,że mu ucieknę. Oparłam głowę o jego ramię i wdychałam jego zapach. Było mi lepiej niż kiedykolwiek. Nagle pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Nie ma za co . - odszepnął.
- Lubisz pozować do zdjęć? - nagle zapytał.
- A co? - odsunęłam się.
- Nie no,bo robię zdjęcia i potrzebuję kogoś do zdjęć, bo dawno nie robiłem...
- Fajną masz wymówkę. - zaśmiałam się. - No ale okej. Tylko powiedz w co mam się ubrać. - uśmiechnęłam się.
- Hmm. Dla mnie to nawet nago możesz być. Nie no żartuję. Ubierz się w co chcesz. Naprawdę. - uśmiechnął się.
- Okej. To może za 30 minut? - zapytałam.
- Jasne. Przygotuję sprzęt. - oddałam mu kurtkę, podziękowałam oczywiście. Weszliśmy do środka. Wszyscy się na nas patrzyli. Wzięłam klucze od mamy.
- My zaraz na spacer idziemy. Idziesz? - zapytała mama.
- Nie. Ale dzięki. - uśmiechnęłam się do niej. Nie ma dzisiaj śniegu , dlatego pewnie poprosił o tą sesję. Pobiegłam do pokoju. Spojrzałam na termometr. Wskazywał on 15 stopni. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej krótkie ,czarne spodenki ,do tego białą ,krótką bluzkę ,zawiązałam wokół spodenek czarną koszulę. Założyłam czarne botki. Pokręciłam włosy, poprawiłam makijaż który był prawie cały rozmazany. Gdy byłam gotowa, sięgnęłam jeszcze po kurtkę i poszłam na górę ,oddając mamie po drodze klucze,bo szli się szykować.
- Jezus, mamy lato? - zapytał Chris. Zaśmiałam się.
- Nie. Andrew poprosił o sesję. Ey, Tia, może też chcesz? - zapytałam.
- Jasne, czemu nie. Poczekaj ,pójdę się szybko ogarnąć. - uśmiechnęła się do mnie.
- No tak,Adrew serio robi niesamowite zdjęcia. Już wszystko okej Mary? - zapytał mnie Chris.
- Tak, wszystko okej. - uśmiechnęłam sie szczerze i usiadłam na kanapie. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam robić sobie zdjęcia.
- Ey, chłopaki, chcecie ze mną? - od razu podeszli do mnie i zaczęliśmy robić sobie 'selifes'. Było naprawdę zabawnie. Nagle usłyszeliśmy Andrewa
- A ja? - zapytał smutny.

04. "Jestem Andrew."

Poszłam z nimi na górę. Doszedł Brandon, a później Tia.Rozmawialiśmy. Jak zwykle. Dochodziła 12. Tata Andrewa przyszedł do nas i zapytał się czy idziemy z nimi wszystkimi na spacer. My? Wszyscy? Tak jak kiedyś? Calusieńką grupą? Nie wierzę . Byłam wniebowzięta. Zgodziliśmy się i poszliśmy się szykować. Zmieniłam swoje airmaxy na czarne kozaki. Założyłam swoją zimową kurtkę , szalik ,czapkę i rękawiczki. Na dworze świeciło lekko słońce, ale było dużo śniegu i było zimno. Gdy każdy był gotowy , pożegnaliśmy się z właścicielami i wyszliśmy. Ja, Andrew, Christopher, Tia i Brandon szliśmy na początku. Zauważyłam ,że Christopher i Tia rozmawiają ze sobą. Bardzo blisko.
- Czy tylko ja to widzę? - zapytałam się chłopaków ,którzy szli obok mnie.
- Nie dziwię się. Pasują do siebie. - uśmiechnął się do mnie Andrew. Odwzajemniłam uśmiech. Nagle Andrew zrobił kulkę śnieżną. Myślałam ,że rzuci w Brandona, a trafił dokładnie we mnie. Wkurzyłam się, zrobiłam też kulkę i rzuciłam w jego głowę. Tak się zaczęła masakryczna bitwa na śnieżki. Każdy, nawet dorośli zaczęli się rzucać. Wujek zaczął robić nam zdjęcia. Person skakał po wszystkich. Każdy choć raz leżał na ziemi. Dorośli bawili się lepiej niż my. Nigdy tak chyba nie było. Chyba ,że ja nie pamiętam ,bo byłam mała. Śmiałam się w niebo głosy. Gdy rzucałam się z Brandonem, nagle Andrew wziął mnie na ręce i rzucił w śnieżną zaspę. Leżał na mnie.
- Hahhahahahah. Zejdź ze mnie pacanie. - zaśmiałam się i próbowałam go ściągnąć.
- Jestem Andrew. - uśmiechnął się. Nie chciał mnie puścić. Gdy się nie patrzył, wzięłam w ręke śnieg i walnęłam go w twarz. Zaczęłam płakać ze śmiechu. W końcu mnie puścił. Po chwili przestaliśmy się już rzucać.
- Fajnie było! - krzyknął pan Jacek, cały mokry. Zresztą nie tylko on wyglądał tak. Wszyscy zdyszani szliśmy dalej naszymi znanymi drogami. Każdy znów ze sobą rozmawiał. Nagle Tia do mnie podeszła.
- O, widze ,że już się ocknęłaś? - powiedziałam do niej.
- Co? Nie rozumiem. - zaśmiała się.
- No jak to. Widzę ,że tam kręcisz z Chrisem. Powodzenia kochanie . - przytuliłam ją. Obróciliśmy się do chłopaków. Rozmawiali.

*Oczami Andrewa*
- Ona jest taka piękna. - powiedziałem do Chrisa i Brandona.
- Ta. Kiedyś też tak mówiłeś. - odpowiedział Chris.
- Ey, nie bądź taki. Kiedyś też mi się "podobała", ale teraz jest jeszcze piękniejsza. - zaśmiałem się, ukradkiem przyglądając się jej.
- No to zrób wszystko,aby była twoja. - uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu przyjaciel.
- A ty jak tam z tą Tią? - zapytałem poruszając brwiami.
- No co. Dogadujemy się.
- Tia. Zobaczysz, obejrzysz się i będziecie razem. - zaśmiałem się do niego.
- Wiem to. Ty też dasz radę. Jak coś, to do mnie ,okej? - uwielbiałem w nim to,że zawsze mogę mu wszystko powierzyć. Jest niesamowity.
Szliśmy jeszcze tak przez 30 minut gdy zapomnieliśmy,że za niedługo będzie obiad, więc zawróciliśmy się. Dorośli szli przed nami , a my trochę dalej. Cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Chciałem zrobić coś szalonego. Podbiegłem do Mary, wziąłem ją na barana i zacząłem z nią biegać. Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem. Poza tym jest taka chuda, że ledwo co ją  czułem. Chyba się w niej zakochuję.

*Oczami Mary*
On jest chory. Nie wierzę ,że on to naprawdę zrobił. Ale fajnie mi z nim. Cieszę się ,że sie tak dobrze bawimy.
- Puść mnie Andrew ! -krzyczałam do niego.
- O , nauczyłaś się mojego imienia .- zaśmiał się.
- Puścisz mnie?
- A magiczne słowo?
- Abrakadabra? - zażartowałam sobie.
- Ooo, grabisz sobie. - znów śmiech.
- Proszę Cię bardzo...Andrew. - szepnęłam mu do ucha. Puścił mnie. Podziękowałam. Szliśmy jeszcze przez 15 minut i doszliśmy do naszego "domu" .Tak. To dobre określenie. Czuję się jak w domu. Weszliśmy ,rozebraliśmy się i od razu czuć było ciepłą zupkę. Uwielbiam to gdy jesteśmy zmęczeni czeka na nas ciepła zupka i drugie danie. Poza tym teraz jeszcze jesteśmy wszyscy mokrzy po dobrej zabawie. Gdy wszyscy się ogarnęliśmy zasiadliśmy do stołu. Znów siedziałam obok chłopaków z Tią. Znów się śmialiśmy. Nigdy w ciągu dnia tak długo się nie śmiałam.
- Naprawdę mnie rozśmieszacie, dziękuję wam za to . - uśmiechnęłam się do chłopaków.
- Najbardziej to chyba Andrew Cię rozśmiesza. - wtrącił się Chris patrząc na Andrewa ,który uśmiechnął się.
- Tak. Masz rację. Dzięki ! - powiedziałam miło do niego. Po zjedzonym obiedzie rozeszliśmy się.
- Jak się ogarniemy to spotykamy się na górze, ok? - powiedział Andrew. Przytaknęliśmy wszyscy i poszliśmy się ogarnąć. Przebrałam się w morską bluzkę 3/4 i czarne getry oraz morskie air maxy . Wyszłam z pokoju i udałam się na górę. Czekali tam chłopcy z włączonym telewizorem i popcornem.
- Będziemy oglądać filmy! - krzyknął uradowany Andrew. Przygotowali wszystko.
- Wow. Przygotowaliście wszystko! . - uśmiechnęłam się do nich.
- Co tutaj sie dzieje? - zapytała Tia wchodząc na górę.
- Będziemy oglądać filmy. - odpowiedział wesoło Christopher. Ależ się w nią wlepiał.
- Ale co będziemy oglądać? - zapytałam.
- Komedie. - odpowiedzieli chórem. Usiedliśmy na kanapie. Christopher z brzegu, później Tia, następnie ja ,Andrew ,a Branon na krześle ,bo się nie zmieścił. Nie przeszkadzało mu to. Włączyliśmy film. Ciągle się śmialiśmy. Nie wiem dlaczego założyłam tą cienką bluzkę. Teraz mi potwornie zimno.
- Ja idę po coś grubszego,bo mi zimno. - oznajmiłam i miałam wstać, lecz Andrew mnie zatrzymał.
- Nie musisz opuszczać filmu. Weź moją bluzę. - ściągnął swoją szarą bluzę i dał mi ją. Przytuliłam go i założyłam ją. Jezus. Nie powiem ,że zajebiście czułam się w tej bluzie, była ciepła ..i pachniała nim. Przez reszte filmu próbowałam nie myśleć o nim ani na niego nie patrzeć. Chyba się w nim zakochuję...

03. "Mogę?"

Po zjedzonej kolacji znów wróciliśmy na górę. Przyjechała moja koleżanka Tia. Z nią też się zawsze fajnie bawiłam. Uwielbia konie. Bardzo się zmieniła. Ma 14 lat. Jest śliczna!
- Hej Tia! Dawno się nie widziałyśmy.- powiedziałam i przytuliłam ją.
- T-to ty Mary?! Kompletnie Cię nie poznałam...
- Tak jak my. - powiedzieli chórem chłopaki.
- A to dlatego tak się patrzyliście jak zobaczyliście mnie? - zaśmiałam się.
- My? To Andrew. - powiedział Brandon. Andrew szturchnął go.
- Super. Wszystko zwalajcie na mnie.- powiedział wkurzony Andrew i zaczął się z nimi bić. Hahah. Tak jak zawsze. Ja z Tia tylko się im przyglądaliśmy,ale było to całkiem zabawne, więc ciągle się śmiałyśmy. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam robić im zdjęcia. Będzie fajna pamiątka. Gdy wreszcie skończyli ,Brandon i Chris zaczęli grać w pingla ,a Andrew chciał koło nas usiąść.
- Mogę? - zapytał patrząc się na mnie.
- Nie kuźwa, nie pozwalam. - powiedziałam sarkastycznie. Ten zrobił smutną minę i odszedł śmiejąc się jednocześnie.
- Ty jesteś chory. Powiedziałam to sarkastycznie, poza tym nie ma miejsca. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma miejsca? Jesteś taka pewna? - w tym samym momencie podszedł, wziął mnie na ręce postawił na ziemi i usiadł na moim miejscu.
- Co?! Zawsze spoko. Będziesz coś chciał pacanie. - powiedziałam wnerwiona ,a on tylko śmiał się. W sumie mi też chciało się śmiać. Stałam tam i nosiło mnie.
- Jak chcesz usiąść to możesz na moich kolanach. - powiedział obojętnie.
- Wolałabym się zapaść pod ziemię. - wkurzona ściągnęłam krzesło z drugiego krzesła i usiadłam na nim. Do końca wieczoru próbowałam z nim nie rozmawiać, ale ciągle mnie prowokował. Naprawdę dobrze się bawiłam. Kilka razy graliśmy w ping-ponga. Poznaliśmy się bardziej. Dowiedziałam się ,że Andrew pali. To mnie naprawdę zdziwiło. Chociaż sama palę. Bardzo się zmieniliśmy. Rozmawialiśmy tak do 1 w nocy. Niestety najpierw Tia musiała iść, a z nimi jak coraz dłużej przebywałam, ryła mi się psychika. Pożegnałam się z nimi i poszłam do pokoju.
- Już idziesz? - zapytał Andrew przed moim odejściem.
- Tak. - uśmiechnęłam się do niego i poszłam na dół do mamy po klucze. Jak zwykle powiedziałam dobranoc, każdy mi odpowiedział i weszłam do pokoju. Przebrałam się w dresy, spiełam włosy i od razu zasnęłam.

*Ranek*
Uwielbiałam to tutaj,że rano budziły mnie promienie słońca i śpiewające ptaki, a nie wiertarki i głos suszarki z łazienki. Przeciągnęłam się mocno i wstałam. Spojrzałam na telefon i odłączyłam go od ładowania. Na iphone'a wskazywała godzina 8.00 . Wcześnie jak na mnie. Ale tutaj zawsze tak wstawałam. Mama jeszcze nie wstała, a tato był już cały gotowy i siedział na komputerze. Skorzystałam z okazji ,że mama nie jest w łazience. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej czarne rurki , szary 3/4 za duży sweter oraz bieliznę. Zamknęłam się w łazience, przebrałam się , umyłam twarz, pomalowałam się, zrobiłam grzywkę, wyprostowałam włosy i byłam gotowa. Wyszłam z toalety i ubrałam air maxy.
- Ja idę na śniadanie. - oznajmiłam rodzicom, sięgnęłam po telefon, schowałam go. Wybiła godzina 8.30. Wyszłam z pokoju i szłam korytarzem.Po drodze przywitałam się z moimi małymi kuzynami. Są strasznie słodcy. Po przywitaniu, pobiegli do pokoju, a ja zeszłam po schodach. Powiedziałam głośno dzień dobry. Przy stole siedział jak zwykle pan Robert, wow. Siedział naprawdę na tym samym miejscu, czyli nic się nie zmieniło. Uśmiechnęłam się w duchu. Z nim siedzieli również ojcowie Christophera i Brandona, kilka panów i pań.
- Jaki skowronek do nas zawitał. - powiedział mój wujek, tato moich małych kuzynów z którymi się witałam. Ja się tylko zaśmiałam. Przy stole siedział też Andrew i Christopher. Ci też zawsze tak wcześnie zjawiali się. Pili herbatę. Podeszłam do osobnego stołu. Zastanawiałam się co wziąć. Wzięłam kanapkę i kubek. Przy stole zawsze była herbata wlana do wielkiego termosu. Usiadłam trochę dalej od chłopaków. Przywitałam się z nimi. Nalałam sobie herbaty, zjadłam kanapkę,a później herbatę. Później odłożyłam talerz.
- Ty naprawdę tylko tyle jesz? - wtrącił się Andrew.
- Masz coś do tego? - zapytałam się obojętnie. Już ucichł. Nie wiem czemu go tak traktuję. Dalej mi nie przeszło. Kiedyś to zrobiłabym wszystko żeby się do mnie odezwał. Tak. Kiedyś się w nim kochałam. I to jak kochałam. Ciągle o nim myślałam. To była porażka. Teraz jest jeszcze bardziej przystojny. Ale się nie znamy...Przez to ,że o nim pomyślałam, ciągle na niego patrzyłam. Było mi trochę głupio. Gdy ocknęłam się ,zauważyłam się ,że uśmiecha się do mnie. Ma piękny uśmiech.. dobra, Mary, spokojnie. Odetchnęłam ,odłożyłam talerz i usiadłam na tym samym miejscu. Wyciągnęłam telefon i weszłam na facebooka. Poszperałam tam trochę i nie miałam co robić. Błagałam aby któryś z nich się odezwał. Nagle wstali. W duchu chciałam się zabić. Wiedziałam ,że nie zapytają. Co ja sobie myślałam. Nagle Andrew przybliżył swoje usta do mojego ucha. Przeszły mnie ciarki.
- Wiem ,że się nie wkurzasz. Czekamy na górze. - wkurwiło mnie to ,że bawił się moimi emocjami, i w sumie całą mną. Chciałam go zabić.

CDN..

02. "Tam trzeba być, poczuć to."

Nie mogłam wierzyć. Jest tam. Jest wszystko po staremu.Zardzewiałe sople na dachu, dwa parkingi. Zaparkowaliśmy na tym co zawsze,czyli tym mniejszym. Mama jak zwykle wyszła otworzyć bramę, a ja jak zwykle czułam to co zawsze. Zwykłe podekscytowanie. Niesamowite ,że mogę to poczuć. Wyciągnęliśmy walizki. Nie zabraliśmy się na raz,ponieważ jest tego za dużo. Zeszliśmy po jak zwykle śliskich schodkach i już byliśmy przed drzwiami. Otworzyliśmy je i byliśmy w małym przedpokoiku gdzie znajduje się drewno. Poczułam to. To wszystko. Weszliśmy. Rzuciłam walizki na ziemię. Wzruszyłam się. Podbiegłam do pani właścicielki. Uściskałyśmy się. Kompletnie mnie nie poznała. Byliśmy prawie ostatni. Wszyscy już byli. Nagle zebrali się przy nas i zaczęliśmy się witać. Każdy nie mógł mnie rozpoznać. Naprawdę się zmieniłam. Był nawet pan Jacek, z którym kiedyś był spór, był pan Wojtek, którego kiedyś zabrała karetka rano ze swoją żoną. Był person,nasz piesek, który dla przyjaciół nazywany był pierdzioch. Gdy przywitałam się ze wszystkimi , zbiegł na dół po jak zwykle skrzypiących schodach Andrew, Christopher i Brandon. Uśmiechnęłam się. Oni mieli takie oczy , jakby nie wiadomo kogo widzieli. Podbiegłam do nich, Andrew wziął mnie na ręce. To było zabawne. Przytuliłam się z nimi.
- Wow. Jak żeśmy wszyscy powyrastali. Pamiętam nas tutaj jak wyglądaliśmy jak takie małe żuczki ,które śmigały po całym pensjonacie. - zaśmialiśmy się wszyscy. Dziwne to było, ale jeszcze raz się przytuliliśmy, a ja już miałam łzy w oczach.
- Nie płacz Mary. - uśmiechnął się Andrew i otarł łzę spływającą po moim policzku.
- Nie płaczę, tylko się wzruszyłam,bo nie wierzę ,że mogę tutaj znowu być. - porozmawialiśmy jeszcze chwileczkę, lecz musiałam iść zanieść rzeczy.
- Jak skończysz to przyjdź na górę. - zabrało mi dech w piersiach. Kiedyś zawsze tak mówili. Raz to nawet wparowali do mojego pokoju jak trójca przenajświędsza i oznajmili, że mam z nimi iść, bo będą 'bazy' i mam nie siedzieć sama w pokoju. I później naprawdę było fajnie.
- Jasne. - pocałowałam ich w policzek ,wzięłam swoją walizkę i zaniosłam ją do pokoju numer 4. Kiedyś gdy już nie było pana Jacka i jego pieska persona, to mieliśmy jego pokój numer 1,lecz teraz jest tak jak zawsze. Uwielbiam to. Znów poczułam zapach zimnego pokoju. Rzuciłam się na swoje łóżko, w którym zawsze spałam. Ahh....
- Mało rzeczy zostało w aucie, więc nie musisz po nie iść. Rozpakuj się. - pocałowała mnie mama w czoło i wyszła. Ja jak zwykle to robie, położyłam się na łóżko. To moja taka stara tradycja. Głośno odetchnęłam i uśmiechnęłam się. Po 2 minutach wstałam, rozpakowałam się i wyszłam z pokoju. Nie zamykałam go ,bo wiedziałam ,że mama zaraz wróci. Powolnym krokiem szłam przez korytarz, znów to samo uczucie. Ciarki przeszły mnie po plecach i znów chciało mi się płakać. Zawsze ganialiśmy się po tym korytarzu i jakiś rodzic zawsze nas opieprzał. Uwielbiam. Gdy byłam już na górze uśmiechnęłam się do chłopaków. Podeszłam do stołu tenisowego ,który dalej tam był. Dalej była jedna kanapa, dalej poskładane były szare krzesła i był ten telewizor. Zamarznięte okno i podrapane drzwi przez Maxa, psa właścicieli. Usiadłam na kanapie.
- No to opowiadajcie. Co się u was działo przez tyle lat? - zaśmiałam się do nich.
- No co miało być. Szkoła, oceny, dwór, imprezy, dużo się w sumie zmieniło.- powiedział Andrew ,odbijając piłeczkę od pingponga. - A u Ciebie? - dokończył Chris.
- Wow. U mnie to się w sumie wszystko zmieniło. Poczynając od włosów kończąc na całym życiu. No ale też szkoła, oceny, imprezy, znajomi i dużo innych rzeczy. - mówiłam uśmiechając się i patrząc w jeden punkt ,próbując nie palnąć jakiejś wcale nie ważnej rzeczy. Np. tego ,że kilka lat temu przez pół roku walczyłam z depresją, czy z uzależnieniami, czy z tym aby nie myśleć o różnych chłopakach których zraniłam.
- Zagramy w pingla? - zapytał się Brandon.
- Grajcie, ja popatrze, jak zwykle. - zaczęłam się śmiać, oni zresztą też. Podczas gry ciągle się z czegoś śmialiśmy. Czułam się idealnie. Nawet lepiej niż przez te wszystkie lata. Nagle przyszedł po nas pan Robert, tata Andrewa, wołając nas na kolacje. Zawsze ktoś nas wołał,bo jak zwykle nie słyszeliśmy .Chłopcy odłożyli paletki i zeszliśmy na dół. Usiedliśmy tam gdzie było wolne miejsce. Pierwszy raz z nimi usiadłam. Zawsze szłam do mamy. To było całkiem zabawne. Dobrze,że teraz tam nie poszłam. Przy stole było całkiem miło. Jedliśmy ciepłe jajecznice i popijaliśmy to jeszcze cieplejszą herbatą. Stoły ustawione były w półokrąg ,jak zwykle. Ledwo się mieściliśmy. Każdy ze sobą rozmawiał. Zaczęłam rozglądać się po całym pensjonacie. Nic się nie zmieniło. Dalej był tam zawsze palący się kominek,po prawej jego stronie stół, a po lewej wielkie kanapy i mały stolik ,a przy nim telewizor. Obok telewizora okienko na brudne naczynia,a później drzwi, które prowadziły do kuchni, w których zawsze Andrew z Chrisem się chowali gdy graliśmy w cegłę. Obok drzwi wielki barek z drewna. Wysokie krzesła, można powiedzieć ,że można tam było kupić wszystko, oraz zapłacić za pokoje itp. Zawsze długo czekało się aż pan właściciel podejdzie czy właścicielka,bo mieli dużo na głowie. Obok barku, stała ciągle pusta lodówka na lody. Kiedyś była napełniona. Następnie dalej czerwony i w tym samym miejscu malutki śmietnik ,a zaraz przy nim wielkie tarasowe drzwi, dzięki którym przechodziło się na ogromny taras,a później na plac zabaw, następnie plac zabaw ,a łąke i las odgradzał ciemny płot, przez którego zawsze potrafiliśmy przeskakiwać. Zawsze czyste okna przez które sprawdzało się czy na dworze jest ciepło czy zimno. Nagle zauważyłam te niesamowite schody. Tyle się na tych drewnianych,skrzypiących schodach działo. Zawsze tam siedzieliśmy, zbiegaliśmy ,bawiliśmy, chowaliśmy pod nimi. Były kręte , następnie po prawej stronie był ten długi korytarz, ale można było pójsć dalej po prostych schodach na górę, tam gdzie byłam zawsze z chłopakami. Pomiędzy krętymi a prostymi schodami były barkierki przez które zawsze wkładaliśmy nogi, a nasi rodzice zawsze nas opieprzali, bo bali się ,że coś nam się stanie. Obok schodów jest pokój z bilardem , zawsze tam właśnie zaczynaliśmy grę w cegłe, a tą cegłą była bluza Andrewa czy jego zośka. Obok pokoju billardowego była łazienka dla chłopców i dziewczyn. Tam również się zawsze chowaliśmy. Obok nich zawsze ten sam duży wieszak, na którym widniała ciągle kurtka Andrew'a. Nic się nie zmieniło. Obok wieszaka, te drzwi przez które dzisiaj wchodziłam, no a obok nich znów wracamy do punktu wyjścia, czyli stołu,a obok niego kominek. Na środku całego pomieszczenia były wielkie białe stoły,przy których właśnie siedzieliśmy,oraz jeden dodatkowy stół na jedzenie. Cały pokój podtrzymywał wielki ,gruby słup. I to by było na tyle. Uwielbiam to miejsce. Ale nie można tego sobie tak od razu wyobrazić. Tam trzeba być, poczuć to.

piątek, 21 lutego 2014

01. "Obiecujesz? Obiecuje :)"

Muszę się umyć. Podeszłam do szafy, wybrałam z niej leginsy 'moro' i za duży w jednolitym,podobnym kolorze sweter. Wybrałam również bieliznę i umyłam się. Wysuszyłam je i pomalowałam się. Wyglądałam całkiem znośnie. Wyszłam z łazienki i zaczęłam się pakować. Swoją czarną walizkę miałam już wyciągniętą, dziękuję mamo. Włożyłam do niej pełno ubrań. W sumie nie wiedziałam dokładnie co wziąć, skoro jadę tam aż na dwa tygodnie, a kiedyś jeździłam na 2 dni. No trudno. Włożyłam również dużą ,białą kosmetyczkę. Ciągle myślałam o tym ,czy będzie Andrew i Christopher, byłoby ciekawie. W sumie, ostatnim razem jak byłam, nie było ich..nie było nikogo prawie. Wpadłam na pomysł. Włączyłam facebook'a ,bo jeszcze nie zdążyłam włożyć laptopa. Zalogowałam się. Błagałam o to aby któryś z nich był. Kamień spadł mi z serca jak zobaczyłam ,że Andrew jest dostępny. 

"Conversation"
Mary - M
Andrew - A

M. - Hej, chciałam się zapytać czy jedziesz do Nowej Morawy?
A. - wlasnie sie zastanawiam, a co?
M. - Ja też się zastanawiam...chodź pojedziemy, chyba ,że nie masz żadnych planów ;p
A. - hm... no dobra
M. - Obiecujesz?
A. - obiecuje :)
M. - Dziękuję! To do zobaczenia! :)
M. - Namów Christophera! 
A. - no ba

Jezus. Nigdy nie byłam tak zdenerwowana jak z kimś rozmawiałam.Skłamałam z tym zastanawianiem się. No cóż. Obydwoje się zmieniliśmy. On się zmienił, a ja? Ja się zmieniłam tym bardziej. Dorosłam. Jestem z tego dumna. Zamknęłam laptop i schowałam go do walizki. Zamknęłam ją, a do podręcznej torebki włożyłam najpotrzebniejsze rzeczy. Dokładnie jak zapinałam wszystko na ostatni guzik, mama zawołała mnie na obiad. 

- Spakowana? - zapytał tato.
- Tak. Mam nadzieję. - zaśmiałam się. Po zjedzonym obiedzie jeszcze bardziej zaczęłam się stresować.
- Mamo? Jesteś już spakowana? Zabrałaś wszystko? Jedzenie też jest spakowane? Czy ja zabrałam wszystkie buty? Ładowarki wzięłam? - zaczęłam pytać się wszystkich o wszystko.
- Kochanie spokojnie. Jesteśmy spakowani. Ja właśnie z Madelaine kończymy robić i pakować jedzenie. Mark już szykuje wszystko w samochodzie, za 30 minut jedziemy. Wyluzuj się skarbie. - podziękowałam mamie i naprawdę się trochę wyluzowałam. Poszłam po walizkę, założyłam kurtkę aby jej nie zapomnieć, ubrałam air force i zaczęłam zanosić rzeczy do samochodu. Po 25 minutach byliśmy gotowi. Na pewno. Samochód był bardziej wypchany niż zwykle,bo dwa tygodnie różnią się od dwóch. Pożegnaliśmy się z moją siostrą, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Wyciągnęłam mojego iphone'a ,włożyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Po chwili odpływałam...


"- Tęskniłem.
- Ja też tęskniłam.
- Fajnie ,że się spotkaliśmy. 
- Fajnie? To cudownie. Po tylu latach.
- Mam nadzieję ,że to będą najlepsze 2 tygodnie w moim życiu.
- Będą. Obiecuję. (...) "

Gdy obudziłam się ,byliśmy już prawie na miejscu. Ciekawy był ten sen. Akurat jedziemy tą drogą ,którą znam na pamięć. Uwielbiam te skręty w drodze, gdzie w brzuchu wszystko się rozwala i jest niesamowita adrenalina. Po 15 minutach ujrzałam światło od hotelu..nie to nie może być prawda...